Nauka&hobby: ogród wertykalny, czyli rośliny na balkonie w pionie!
- Tekst: Piotr Żabicki
Mam niewielki taras. OK, w sumie nie jest bardzo mały, ale większą jego część zajmują skrzynie i doniczki dla roślin. Gdy do tego dojdzie jeszcze ministolik, jakieś siedzisko i leżak to miejsce się kończy, dodatkowych roślin już nie posadzę. Chociaż… Z pomocą przychodzi pomysł na ogród wertykalny.
Taki ogród wertykalny to niewielka zielona ścianka, w której jedne nad drugimi mogę zasadzić i pielęgnować różne botaniczne okazy. Pomysł rewelacyjny, bo oszczędzam miejsce (którego i tak nie mam;), ozdabiam mur, mogę uzupełnić swoje zasoby kuchenne o świeże zioła i wege dodatki, a i sama radość z podlewania oraz patrzenia jak rośnie i owocuje nie jest bez znaczenia. Chyba nawet jest najważniejsza. 😊
Rośliny na wysokościach
Idea ogrodów pionowych (inaczej to zielone ściany, ogrody wertykalne) zaczęła zyskiwać szerszą popularność w latach 80. XX wieku. Jej propagatorem stał się francuski botanik i podróżnik Patrick Blanc, m.in. odkrywca wielu gatunków tropikalnych begonii. Pierwszym dziełem Blanca i jego zespołu architektów był zielona ściana w paryskim Cité des Sciences et de l’Industrie (1988), a kolejnymi Muzeum Sztuki Współczesnej w japońskiej Kanazawie czy ściana londyńskiego hotelu The Athenaeum. W 2009 roku zespół Francuza ukończył tez zielony mur w gdańskiej galerii handlowej Przymorze.
Impulsem sprzyjającym powstawaniu ogrodów w pionie stał się rozwój upraw hydroponicznych. Hydroponika to sposób trzymania roślin korzeniami w wodzie (lub specjalnym podłożu nasączonym wodą). W wodzie znajduje się też nawóz, zapewniający roślinie minerały niezbędne do produkcji pożywienia (oczywiście do tego konieczne jest też światło i dwutlenek węgla >> fotosynetaza). W hydroponicznej zielonej ścianie woda pompowana jest na szczyt konstrukcji, skąd przelewa się przez pojemniki z roślinami, wraca na dół, a potem z powrotem zostaje wciągnięta na górę – i tak wkoło. Ciekawą wersja takiego sposobu uprawy jest akwaponika, polegająca na pompowaniu wody ze zbiorników z rybami. Bogata w związki odżywcze woda (rośliny uwielbiają rybie odchody) nawadnia i nawozi rośliny jednocześnie oczyszczając się – po czym z powrotem wraca do akwariów.
Zielona ściana londyńskiego hotelu The Athenaeum, fot. kotomi_/Flickr, CC BY-NC
Ostatnio dodane do Rozoom
Oczywiście da się też uprawiać rośliny na ściance w tradycyjnym podłożu – mieszance ziemi, kompostu i innych składników. Jest to, w porównaniu z hydroponiką, rozwiązanie łatwiejsze do uruchomienia, wymaga też mniejszych nakładów finansowych. O takiej uprawie opowiem w dalszej części.
Ale, ale – powiecie! Coś nam tu Szanowny kręci? Ściany obrośnięte zielenią to przecież nie wymysł współczesny, istniały już od wieków. Bluszcz, winorośl i inne pnącza porastały mury angielskich rezydencji i toskańskich willi, a nawet domku babci na Ponidziu. Na tych porośniętych pnączami murach rośliny ukorzenione były jednak w glebie tuż u podstawy ściany, od dołu pięły się, czepiając się nierówności i zasłaniając cegły lub kamienie. W nomenklaturze architektonicznej takie mury określa się mianem zielonych fasad. W ogrodach wertykalnych podłoże lub woda dla korzeni umieszczone są w pojemnikach lub specjalnych matach na różnych wysokościach, czasem daleko od poziomu podłogi czy chodnika. Umożliwia to sadzenie nie tylko pnączy, ale i całej masy innych roślin.
Filcowy ogródek kieszonkowy
Nazwanie mojego skrawka wiszącej zieloności określeniem OGRÓD wertykalny to nadużycie. Ogród kojarzy się ze przestrzenią nieco większą niż jakieś 150 x 50 cm – tyle mniej więcej mają moje kieszenie, w których uprawiam rośliny. Ja nazywam je właśnie kieszeniami lub ogródkiem kieszonkowym.
Składa się na niego siedem kieszeni uszytych ze sztywnego filcu. Przy odrobinie zdolności krawieckich można takie dzieło wykonać samemu. Ale też spokojnie można je kupić. Poszukajcie przez wyszukiwarkę lub na popularnych portalach aukcyjnych. Innym sposobem trzymania roślin są pojemniki z tworzyw sztucznych. Dobra alternatywa dla filcu.
Za pomocą technologicznego hitu XX i XIX wieku, czyli trytytek, moje kieszenie przymocowane są do drabinki opierającej się o ścianę. Ich montaż zajmuje 5 minut. Rosną na zewnątrz, a Słońce oświetla je bezpośrednio między 6 a 11 rano (wystawa wschodnia).
fot. Piotr Żabicki
Sprawa nr 1 – woda!
Filcowe kieszenie mają tę zaletę, że woda, którą podlewam sadzonki, dość szybko przesiąka przez materiał. To podstawa: ogrody w pionie (oraz wszystkie inne pojemniki na rośliny) muszą zapewniać odpływ, którym nadmiar wody wydostanie się na zewnątrz. Rośliny potrzebują odpowiedniej ilości wody – ani za dużej (gdy nadmiar nie może wypłynąć), ani za małej (gdy regularnie zapominamy podlewać).
Ze względu na swe wymiary podłoże w kieszeniach bardzo szybko przesycha. Latem trzeba podlewać przynajmniej raz dziennie. Nawet spory deszcz nie spowoduje, iż kieszenie nawodnią się tak mocno, że darują nam podlewanie przez kilka dni. Nie liczcie na to. :/
Sposobem na przesychanie gleby nie jest brak odpływu. Wtedy korzenie stałyby w wodzie, a nie są do tego przystosowane. Do korzeni musi dostawać się powietrze, które wypełnia mikroskopijne szczeliny między grudkami podłoża. To niezbędny warunek do prawidłowego funkcjonowania rośliny. Woda nie dopuszcza go tam. W hydroponice sadzonki mają wprawdzie korzenie w wodzie, ale są to korzenie przystosowane do takich warunków – można powiedzieć korzenie specjalne. W podłożu ziemnym, w którym jest nadmiar wody, taka hodowla się nie uda.
Aby spowolnić przesychanie podłoża można do niego dodać wermikulitu – minerału, który nasiąka nieco wodą i dłużej ją utrzymuje. Można tez dodać specjalnych preparatów (typu hydrożel). Nie liczyłbym jednak na niesamowite efekty. Podlewać trzeba regularnie. Tym bardziej jest to ważne jeśli nasz ogród wertykalny oświetlony jest od zachodu lub południa oraz wieją tam silniejsze, osuszające wiatry. Południowa wystawa jest problematyczna i lepiej się na nią decydować tylko w sytuacji gdy nie ma innych alternatyw.
Sposobem na zapewnienie roślinom lepszych warunków są… większe kieszenie. Nie dajcie się skusić na system z mnóstwem malutkich kieszonek. Dużo lepiej zadziała ten z mniejszą ilością, za to o większych rozmiarach pojedynczego schowka na ziemię. Zawsze wtedy w jednej kieszeni można posadzić więcej okazów roślin. Gdybym teraz miał instalować nowe kieszenie, z pewnością wybrałbym taki ogród wertykalny, w którym są one obszerniejsze.
“Kieszonkowe” truskawki, fot. Piotr Żabicki
Ogród wertykalny – królestwo 7 kieszeni
Podłoże, w którym trzymam rośliny nie jest jakieś wyszukane. Ja zastosowałem ziemię torfową z garścią ziemi kompostowej i odrobiną ścinków kokosowych dla rozluźnienia. Informacje dlaczego trzeba rozluźniać podłoże i wiele innych porad roślinnych znajdziecie w filmach z serii Nauka&hobby:
I wreszcie najważniejsze: co można sadzić i pielęgnować w takim kieszonkowym ogródku? Praktycznie większość roślin, które nie potrzebują jakichś specyficznych warunków – np. ciągłego dostępu do wody, czy głębokiego ukorzenienia się.
Jeśli myślimy o roślinach ozdobnych z pewnością poradzi sobie w nim sporo roślin jednorocznych i wieloletnich – wszystkie, które trzymamy w doniczkach balkonowych. Fiołki ogrodowe, lobelie, żeniszki, miododajne przetaczniki, krwawniki czy lawenda, także drobne paprocie.
W moim ogródku zadomowiły się i świetnie sobie radzą zioła i rośliny jadalne. Przedstawię więc po krótce swoje kieszonkowe królestwo.
Na górze nad całością czuwa odmiana mięty o lekko cytrusowym aromacie. Poniżej sekretarz dworu – szczypiorek. Jaszcze niżej marszałek kieszonkowego imperium – korpulentny ogórek siewny. Stopień pod nim kolejna mięta – ta bardziej tradycyjna. Krok w dół nie mniej ważna, dostojna natka pietruszki. Pod nią malownicze truskawki – odmiana Elan bardzo dobrze się sprawdza, jest mrozoodporna więc wczesną jesienią można przesadzić ją do większych pojemników lub wprost do gruntu. A na samym dole – wielmożny, wspaniały w smaku i bezproblemowo rosnący – lubczyk.
Korpulentny ogórek. Pęd podwiązany jest sznurkiem, by ogórek “nie uciekł” z kieszeni fot. Piotr Żabicki
Kieszonkowe królestwo, fot. Piotr Żabicki
A propos jeszcze ogórka (Cucumis). To warzywo znane już od tysiącleci. Pochodzi z północnych Indii i stamtąd rozprzestrzeniło się na cały świat. Ale znany nam ogórek (Cucumis sativus) to nie jedyny owoc (botanicznie to owoc – choć w sklepie nie spotkacie go na półce „Owoce”) z rodzaju Cucumis. Ogórkiem jest też…. melon (Cucumis melo). Jeśli więc zobaczycie na straganie ten owoc z etykietą „Ogórek melon” nie wyśmiewajcie sprzedawcy, ale doceńcie jego botaniczną biegłość. Ogórek melon to właśnie oficjalna nazwa tego słodkiego przysmaku. To zresztą nie jedyny przypadek, że dwie rośliny jadalne są blisko spokrewnione i podobnie się nazywają. Inny przykład cebula i czosnek – oba z rodzaju Allium czyli czosnek. Poprawna więc nazwa cebuli (Allium cepa) to czosnek cebula! Jego (ją?) tez można sadzić w naszym wertykalnym ogrodzie! Szczypiorek z takiej cebulki jest pyszny.😊